fot. Beata Karpińska-Musiał; Muzeum Retro Gralnia; Wrocław
Jest środek lata, wakacje w pełni. Tymczasem tysiące uczniów nie spędza ich w beztroskim nastroju, a powód jest wiadomy: rekrutacja do szkół średnich. Temat gorący niczym letni grill, budzący skrajne emocje i niestety bardzo trudny i niejednoznaczny. Jako tutorka, edukatorka nauczycieli, badaczka edukacji i matka uczniów, czuję ten bagaż na plecach mimo, że personalnie i rodzinnie omija mnie ten pechowy rocznik.
Polemika i dyskusje w mediach tętnią. Wypowiadają się co rusz różni eksperci, politycy, edukatorzy i rodzice. Sprawa ociera się o sądy. Dzieci histeryzują. Rodzice… wkurzeni. Lato blednie, zamiast regenerować.
Czy szum wokół rekrutacji jest uzasadniony? Bo sam ruch “reformatorski” raczej sporów o sens i zasadność samej reformy nie budzi. Kto rozum ma, ten rozumie, że reforma edukacji jest co najmniej źle przeprowadzona, a u jej podłoża leżą założenia mało bliskie współczesnemu, dynamicznie się zmieniającemu społeczeństwu polskiemu. Nie chodzi tu nawet o statystyki i liczby, ideologię, religię czy merytorykę, ani też o przysłowiowe “zawracanie rzeki kijem”. Jak zwykle, chodzi głównie o władzę.
Realizuje się ta wojna polityczna kosztem żywego organizmu: tkanki najważniejszej, najdelikatniejszej, jaką są dzieci. To one ponoszą największy koszt w tej grze. Jest to prawdziwy dramat, którego skutki odczujemy w przyszłości, i to wcale nie dlatego, że część uczniów nie dostała się do wymarzonych szkół. Oni te szkoły skończą – tę czy inną. Problemu upatruję raczej w tym, że to pokolenie straci zaufanie do państwa i wychowanie ich do obywatelskości będzie podwójnie trudne, jeśli nie niemożliwe. Wzmocni tę niechęć cała aura obecnej polityki “społecznej”, negującej wolność, tolerancję oraz szacunek dla inności w imię innych (im obcych) “wartości”. Młodzież przedlicealna i licealna widzi to, co się dzieje, ze zmultiplikowaną ostrością, ponieważ są w wieku kształtowania osobowości, przekonań i postaw. W wieku, w którym jeszcze nie negocjują ze światem, a raczej wybierają skrajności. Dzisiaj wybiorą opór przed mainstreamem. Znienawidzą system, bo doznają zawodu, rozczarowania. Nie zbudują zaufania do niego tam, gdzie mogliby, by potem budować społeczeństwo oparte na zaufaniu.
A jednak jest też inna perspektywa, o jakiej myślę. Mam jednak wątpliwości wobec rekrutacyjnej afery. I jest to wątpliwość wyraźna, chociaż nie wynika z popierania reformy w żadnym calu. Bo jej się popierać po prostu nie da.
Nie mogę do końca zgodzić się z leżącym u podstaw wielu rozczarowań u obecnych uczniów i rodziców napięcia związanego z szansą dostania się do najlepszych “rankingowo” placówek. A nawet tych drugich, trzecich czy siódmych wskazanych w dziwacznym elektronicznym systemie. Nie do końca empatyzuję z przyjmowaniem za oczywistość, że uczeń “paskowy” POWINIEN się dostać do czołówki w mieście, a jak nie.. to depresja i hańba. Tak jak i nie godzę się z opinią, że w średnim czy słabszym liceum (a tym bardziej technikum) ścieżka ucznia do kariery czy szczęścia jest przekreślona. I nie gardzę szkołami branżowymi.
Widzę tu parę problemów (czy to problemy?):
(1) obecna rekrutacyjna histeria teoretycznie ujawni problem kulturowej reprodukcji: powstaną szkoły supertalentów, szkoły uśrednione i szkoły “normalne”
(2) co nie znaczy, że tak się stanie: reprodukowanie społecznych nierówności można nieco zmoderować, wysyłając dziecko do szkoły całkiem “normalnej”, w której ono właśnie podniesie (grupowo) wyniki i osiągnięcia placówki
(3) takie dziecko, jeśli jest z potencjałem, rozwinie go w każdej szkole. Jeśli chce pójść na studia, pójdzie i po “normalnym” liceum lub technikum. Jeśli nie chce, nie czuje tego – nie pójdzie. Czy nie jest to jego prawem? Czy nie na tym polega rola tutora, wychowawcy i rodzica, by w to uwierzyć?
(4) technika i szkoły branżowe być może odzyskają rangę, gdyż stereotypowa pogarda dla ich poziomu jest społecznie szkodliwa.
(5) i w końcu.. (bo listę można by jeszcze mnożyć), rekrutacja jest katalizatorem postaw i nastrojów rodziców. Ogromnym.
Dlaczego?
Bo dziecko odbierze coś jako złe lub dobre w takim stopniu, w jakim przedstawią mu to rodzice (hmm, poza tymi, co akurat w kontrze rozwojowej, ale i oni mają wkodowane postawy i wartości domu nawet w sposób nieuświadomiony).
To rodzice w dużej mierze odpowiadają za to, jak do sukcesu lub porażki (w naborze) podejdzie uczeń, i czy będzie to jego personalną, życiową traumą, czy po prostu doświadczeniem.
To rodzice swoim nastrojem i wiarą lub niewiarą w dziecko kształtują jego ścieżkę sukcesu w życiu, a nie rodzaj szkoły, placówki czy też ukończonego profilu, klasy, ilość olimpiad lub ich brak.
Oczywiście, że komfort nauki, liczebność klas i pora lekcji – dotkną ten rocznik. Ale .. to w końcu tylko cztery lata życia. Ważne decyzje – a wiem to, mając już jednego absolwenta studiów wyższych w domu – będą tak autentycznie podejmowane dopiero po nich. Nie demonizujmy lat licealnych w kontekście powodzenia lub niepowodzenia w życiu. Jakie to będą decyzje? To się okaże. Dzisiejsza młodzież przedlicealna jest jak otwarta książka. Chłoną, zmieniają przekonania, rozwijają ambicje, uczą się wszystkiego i wszędzie. Uczą się w każdej szkole, a mądrze poprowadzeni, rozwiną swoje talenty tam, gdzie będą wspierane. I tutaj pojawia się ogromnie ważna rola dla tutorów szkolnych.
Na koniec odpowiedź na pytanie tytułowe: co ma rekrutacja wspólnego z analogowym telefonem? Otóż tyle, ile obecny wybór szkoły z ostatecznym wykształceniem i karierą ucznia u startu szkoły średniej. Czyli zasadniczo niewiele. Cztery lata to lata świetlne. Nie przewidzimy konsekwencji tego trudnego startu, prócz… może większej rezyliencji na porażki? A to akurat dobre.
Mój 13- latek w muzeum starych gier został niedawno poproszony o wykręcenie “zegarynki” na czerwonym telefonie ze zdjęcia.
Nie zapytał o to, co znaczy zegarynka
Podszedł
Umiał wykręcić wskazany numer na tarczy
Kręci i czeka
Nie podniósł najpierw słuchawki…
Intuicja smartfonów to inna intuicja niż czasów analogowych.
Tak samo inna będzie intuicja do obierania ścieżek kariery za 4 lata u obecnych startujących licealistów.
Be-3