-Salud! – Mat ar jeu. Braw ar jeu. – Mat res! Braw an Amzer

Czyli o pogodzie na powitanie po bretońsku i dalszym harcowaniu

Harcowanie jest czymś, co można nazwać chyba u niektórych genetycznym kodem komórkowym. O tym, że dobrałam tytuł swojej autoetnografii adekwatnie, przekonuję się „procesualnie” i wciąż, nawet po jej wydaniu. Wybrałam go intuicyjnie, ale w tym sezonie przekonuję się, ku własnemu przyjemnemu zaskoczeniu, że to, o czym napisałam w książce, dzieje się nadal. Jest wpisane w moją naturę i styl życia, o ile życie na to pozwala. Ja nie piszę fikcji, gdy piszę o swoim życiu i pracy w „Harcowaniu” – ja je uprawiam w sposób ciągły.

A chwilowo, po pandemii Covid – 19, życie znowu na to pozwoliło.

Od półtora miesiąca jestem w podróży. Po pandemicznej izolacji wyrwałam się w świat z potrojoną mocą i energią. Od początku maja 2022  jestem w drodze, a obecnie, w połowie czerwca, piszę ten tekst w niezwykłej Bretanii, magicznej i zarazem tak zwyczajnej – niezwyczajnej części Francji. Najpierw w maju wróciłam do nostalgicznych śladów dzieciństwa w Międzyzdrojach, potem były rodzinne odwiedziny w dawnym „domu niemieckim”, Greifswaldzie. Po tych epizodach wspomnień przyszedł czas na zupełnie nowe otwarcia i eksploracje. Co jednak ciekawe, te otwarcia mają jakiś wspólny mianownik, a odkrywam to sukcesywnie w trakcie ich wydarzania się. Tym mianownikiem staje się pierwotnie studiowana kultura i historia Wielkiej Brytanii oraz regionów i krajów z nią tak czy inaczej powiązanych. A więc jednak filologia angielska. Powrót do korzeni.

Najpierw Irlandia. O tym, że chcę pojechać na konferencję ATEE 2022 wiedziałam już zimą 2021. Świetne spotkanie z ludźmi badającymi rzeczywistość pedagogiczną nauczycieli. Udany referat i niemal godzinna dyskusja, co rzadko się zdarza. Wypadły dwie prelegentki z mojej sesji, miałam tę sesję całą dla siebie, a raczej dla zaprezentowania badania Jarka Jendzy i mojego, nad którym pracujemy od paru miesięcy. Wizyta w bibliotece Trinity College była zacnym i poruszającym umysł i duszę doświadczeniem tego pobytu.

ogród w Marino Institute of Education, Dublin, Irlandia
Opis alei w Dublinie w języku irlandzkim (Irish gaelic)

Gdy na wyświetlaczach autobusowych w Dublinie zobaczyłam jednak napisy w irlandzkim gaelic, szczerze się zdziwiłam. Zapomniałam już, jakie złożone i mega ciekawe są językowe zawiłości Irlandii związane z jej historyczną przeszłością, ale nie zastanawiałam się jeszcze wówczas, jak pięknie mi się to złoży z o tydzień późniejszą wizytą w hiszpańskiej Galicji oraz – praktycznie po 3 kolejnych dniach – francuskiej Bretanii.

Do Hiszpanii pojechaliśmy z kolegą z CDDiT, Grzegorzem Grzegorczykiem, na zaproszenie skierowane do Centrum przez koordynatorów projektu MindtheGEPs w UG. Kilka intensywnych dni warsztatów wokół tematyki równości płci w dydaktyce i badaniach, przestroiło moje dotychczasowe myślenie o tej kwestii, z głównie dyskursywnego na działaniowy. Parę wieczorów pozwoliło poznać smak Galicji, o czym niżej. W tym, dowiedzieć się o celtyckich naleciałościach w języku galicyjskim, mimo jego przynależności do romańskiej gałęzi językowej (przez napływ tzw. wulgarnej łaciny w średniowieczu), w odróżnieniu od celtyckich języków z grupy indoeuropejskich: Irish/Scottish Gealic, bretońskiego Brezhonig i ich bliskich kuzynów: walijskiego i kornijskiego (kornwalijskiego). A więc Celtów i ich symbolikę kulturową oraz cechy leksykalne i strukturalne odnajdujemy w każdym z tych języków, a przez to też kulturze krajów.

Gdy  aplikowałam o udział w Breton Language and Cultural Heritage Summmer School w bretońskim Quimper, nie kierowałam się zbieżnością kulturowo – historyczną i językową tych regionów, a raczej partykularnymi celami w każdym z nich: w Irlandii naukowym, w Hiszpanii projektowym a w Bretanii – poznawczym. A to właśnie ona – owa zbieżność – wybrzmiewa głośno i coraz głośniej w murach uniwersytetu w  bretońskim Quimper. W jakiś sposób (magiczny? Jesteśmy w Bretanii…) te regiony zachodniej Europy, mało dotąd rozpoznanej, przyciągnęły  mnie do siebie. A ja odpowiedziałam na ten zew Nieznanego, chcąc poznać krawędzie Europy: tzw. Początek Ziemi w Galicji, lub Koniec Ziemi w Bretanii (tak nazywają pewne miejsca swoich regionów ich mieszkańcy). Zaiste, gdy siedziałam raz na wzgórzu z widokiem na dalekomorski port w ViGO, wyglądał, jakby stanowił koniec (początek?) ziemi europejskiej.

To na tych Krańcach Ziemi właśnie dzieje się najwięcej i najciekawiej.

album w zbiorach biblioteki Uniwersytetu w Breście, Bretania

Echa dynastii Tudorów odbijają się o ściany Katedry Chrystusa Króla w sercu Dublina, a dużo głośniejszy dźwięk rozweselonych Irlandczyków toczy się po ścianach niezliczonych pubów. Słynny browar Guinnessa dominuje południową część stolicy Irlandii, a północna zaprasza do jednego z największych kompleksów parkowych w Europie. Pośród drzew ukrywa pałac prezydentki Irlandii, która zawsze trzyma w oknie zapaloną lampkę, dzień i noc. To znak, że zaprasza zawsze strudzonych z drogi, przybyszy, by nie zbłądzili. To symbolika polityki otwarcia na imigrantów.

Gotyk brytyjski jest inny od tego w centralnej Europie. To świątynie zbudowane z granitowych głazów,  dość przysadziste w posadach, a wysokie strzeliste wieże przyozdabiają koronkowe dekoracje, często postaci przycupniętych zwierząt – małp, psów, lwów, albo i ludzkich twarzy. Historia p-celtycka pełna jest magii, natury przeplatających życie doczesne. Siedzą te stwory na stromych dachach kościołów, zaoblone mają kształty przez deszcze i wiatr czterech albo i pięciu stuleci. Takie są też kościoły średniowieczne w Bretanii.

St Trininty Church ( XVI w.) w Quimper, Bretania

W Galicji hiszpańskiej architektura jest młodsza, stylem przypomina miejscami Paryż, ale nie jest Paryżem. Budynki wysokie, z elementami art. Deco, koronkowymi balustradami balkonów i galerii, które nie są ani balkonami w rozumieniu paryskim, ani galeriami po-tureckimi obecnymi np. na fasadach budynków na Malcie. To swoista mieszanka imperialnych kamienic i prostych biedniejszych domów, którym bliżej do klimatów portugalskich. Zdecydowanie różnych od Katalonii, pewnie jeszcze inna niż kraj Basków. Zabudowa jest gęsta, chaotyczna, robi wrażenie zaniedbanej, dumnej z tego, czym była kiedyś (mieszkał tu jakiś czas Hemingway, nie dziwi że pisał np. Starego Człowieka i Morze w tym atlantyckim porcie, na skraju Europy, pośród przybrzeżnych skał i fiordów). Ale współcześnie jakby zatrzymana w czasie, niedbająca o to jak wygląda, o to czy mieszkają tu osoby na wózkach, czy po licznych wzniesieniach i schodach przejdą osoby starsze… A ci protestują o niebudowanie tunelu pod miastem dla samochodów, wywieszając za balkonowe balustrady buty na sznurkach. manniana trwa tu cały dzień, a jedzenie restauracje zaczynają serwować po 23:00. Ulice przyozdabiają drzewka pomarańczowe i oliwne, fikusy i strelicje.

centralny plac starego miasta w Vigo, hotel w którym mieszkał Ernest Hemingway
port dalekomorski w Vigo, “początek świata”

Flora atlantycka jest wspaniała i łączy Galicję z Bretanią. Klimat mokry a ciepły sprzyja tak bujnej i soczystej zieleni, której nie uświadczą Europa południowa, a nawet centralna. Palmy rosną tutaj obok platanów, brzozy i klony obok paproci. Magnolie wielkie jak drzewa, o kwiatach 30 cm średnicy, urzekają i pachną na odległość. Juki kwitną, paprocie także. Liście o skórzanej błyszczącej fakturze odbijają krople wieczornego deszcze, a feeria zapachów przyprawia o zawroty głowy.

A Bretania… ach, Bretania. To największa niespodzianka tego sezonu. Kraina … taka PO PROSTU. Przestrzenna, niezwykle zielona. Pola i lasy podobne są jak w Polsce. Co jakiś czas wyłania się grupa jasnych kamiennych domów. W domowych ogrodach palmy i paprocie, a te domy niosą odczuwalny jakimś szóstym zmysłem kojący spokój. Nie są ani imperialnie bogate, ani skromne i szare. Zwykle białe z kamiennymi wykończeniami wokół okien i drzwi. Bez przesadnych ozdób, fikuśnych balustrad, czy też wielkich murów zamiast płotów.

Jeden z domów w Benodet, Bretania południowa

Qumiper jest przepięknym miastem średniej wielkości. Jego uroda polega na starym, średniowiecznym zabudowaniu domami szachulcowymi, barwnymi, z malutkimi okienkami i o skośnych dachach. Większe i mniejsze, kolorowe, powciskane gęsto między kamienne posady większych. W Quimper spotykają się 4 rzeki. Główna Odet dzieli miasto na pół wijąc się centralnie, ale pozostałe dołączają do niej gdzieś pod mostem, pod ulicą…. Kwiaty, szum kawiarnianych stolików, wilgotny poranek po nocnym deszczu, zapach kawy z Patisserie – to nasze krótkie spotkania z miastem (całe dnie spędzamy na zajęciach językowych i wykładach). W Quimper są też trzy wspaniałe świątynie: katedra główna i kościół św. Mateusza w gotyku bretońskim oraz romański Notre Dam Lockmaria, XII wieczny, oszałamiający klasztor żeński z zamrożonymi w czasie fragmentami krużganków pośród zielonej trawy. A obok tętni życiem ulica współczesności, pełna samochodów i autobusów. I ściana zieleni pobliskiego wzgórza.

Katedra św. Mateusza, Quimper

Bretania to przede wszystkim celtycka historia i muzyka.  Język bretoński, którego podstaw uczymy się z genialnym, siwowłosym, charyzmatycznym Stenem, używany jest głównie w tzw. dolnej Bretanii (zachodnio – południowej). Należy do języków mniejszościowych zagrożonych wyginięciem, a jego historia polityczno – społeczna jest trudna, traumatyczna i niespokojna. Szczególnie ta współczesna, od czasu II wojny światowej. Warto jednak wiedzieć, że bretoński jest jedynym językiem celtyckim używanym współcześnie w kontynentalnej Europie. Więcej  o historii i oryginalnych losach bretońskiego można poczytać tutaj:

***

Mój pobyt na tym krańcu Europy dobiega powoli końca. Za trzy dni wracam do Polski.

Nie zakładałam żadnego efektu specjalnego tej fascynującej podróży, jechałam z totalnie otwartą głową i ciekawością, ale też chęcią po prostu przypomnienia sobie czegoś, co studiowałam trochę w ramach filologii angielskiej już ponad 30 lat temu. Potrzebowałam znowu namieszać w mojej życiowej topografii doświadczania świata, bo przecież to właśnie lubię najbardziej. Nie być turystką, a uczestniczką – w tej czy innej formie. Dodatkowo, po pandemicznej erze z jednej strony izolacji, a z drugiej rodzinnego zatłoczenia,  taki ruch wnosi jakże potrzebny wentyl społeczny. To był wspaniały transfer intelektualny, fizyczny i emocjonalny do innego znowu świata. Jakże to jest czyszczące i energetyzujące.

Wdzięczna jestem, że moja uczelnia wspiera takie możliwości poprzez różne projekty i umowy – trzeba i warto po to sięgać. A mojej Rodzinie dziękuję za to, że sobie już całkiem dobrze radzi beze mnie przez jakiś czas 😉

A zatem .. kenavo ar wech all !

Grupa początkująca polsko – włosko – amerykańsko – walijska po kursie bretońskiego u Stena 😉

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s